Koło PZW "Słupia" w Słupsku

Kulisy 25 lat- Eugeniusz Friede

Jak to zwykle bywa wśród naszych ziomków, gdy się zejdą we dwóch, to na pewno będą mieli trzy różne zdania na dany temat. Nie inaczej było na zebraniu Zarządu Koła PZW „Słupia” w listopadzie 2016 roku. Uczestnicy byli zgodni co do uczczenia 25-lecia wydaniem okolicznościowej publikacji, ale co do przyjęcia wydarzenia dającego początek Koła, zdania były jak najbardziej podzielone.
Fakty miały się zaś tak. W grudniu 1992 roku Polski Związek Wędkarski Zarząd Okręgu w Słupsku podjął uchwałę o powołaniu nowego Koła przy biurze Okręgu. W dniu 8 marca następnego roku odbyło się zebranie założycielskie, na którym wybrano władze i przyjęto nazwę „Słupia”.
25 lat od podjęcia uchwały minęło w 2017 roku, zaś od rozpoczęcia działalności - w roku 2018. Co przyjąć za początek, poczęcie czy narodziny?
Dla pogodzenia antagonistów najrozsądniej było świętować Jubileusz przez dwa lata. Byle starczyło zdrowia , no…. i kasy.
Padło oczywiście pytanie, kto napisze książkę o Kole? Stanęło na tym, że powinna to być praca zbiorowa. Napisana przez jak najliczniejsze grono autorów, przynajmniej ze wzmianką o wszystkich członkach Koła i interesująca dla ogółu czytelników.
Na przewodniczącego kolegium redakcyjnego został wskazany Piotr Ptak, a na sekretarza moja skromna osoba.
Koszt wydania opracowania zależał od objętości i nakładu. Ilustrowana książka licząca 100 stron i o nakładzie równym liczbie członków Koła miała kosztować około 15 zł za egzemplarz.
Dla trafienia z nakładem w potrzeby potencjalnych nabywców „swojej” książki lub książki „o sobie”, ustalono rozpisanie subskrypcji.Nie muszę dodawać, że zarówno Piotr Ptak jak i ja, byliśmy otwarci na wszelkie propozycje co składu ekipy autorskiej i treści publikacji, zgłoszone przez byłych, aktualnych i przyszłych członków i sympatyków Koła.Łatwiej rzucić jakieś hasło, niż je zrealizować. 25 lat to nie jest okres tak rozległy, żeby można o nim opowiedzieć wyłącznie na podstawie archiwaliów. Chociaż gwoli prawdy, papierzyska niezależnie od zmian siedziby i władz, zachowały się w Kole Słupia w komplecie. Fakt, że przez kolejnych twórców wkładane do różnych teczek i segregatorów. Uporządkowanie zaś ich, chociażby latami kadencji władz, było w zasięgu możliwości każdego kronikarza. Po wtóre, koleżanki i koledzy którzy tworzyli Koło i nadawali mu potem ton, w większości żyli. Nic prostszego, jak sięgnąć do ich pamięci podpartej zachowanymi dokumentami. I poprosić o napisanie paru zdań o tworzonej przez siebie rzeczywistości.
Nasuwało się pytanie, czy zechcą?
Najprościej było zaproponować gratyfikacje autorskie. W tym przypadku jednak za nobilitację musiało wystarczyć miejsce w kolegium redakcyjnym.
Na roboczym spotkaniu z przewodniczącym Piotrem Ptakiem ustaliliśmy wstępnie zakres rocznicowego opracowania. Teraz zostało poszczególne rozdziały zapełnić treścią.
Bym zapomniał. Do naszego zespołu zgłosił się kol. Stanisław Matusiak. Z deklaracją zrobienia korekty przyszłej książki. Jak się komu napisze coś nie po polskiemu, to poprawi.

Długi czas wyglądało na to, że zanim powstanie książka o historii Koła, zdążę napisać w internecie historię  powstania tej publikacji. Na dokładkę nie wiadomo co będzie ciekawsze?
Około tygodnia czasu zajęło poukładanie w porządku chronologicznym dokumentów organizacyjnych tworzonych w Słupi na przestrzeni 24 lat istnienia Koła. O przeczytaniu wszystkiego oczywiście nie było mowy. Jednak niektórych wątków ze zwykłej ciekawości nie mogłem pominąć. Zdarzenia, które przykuły moją uwagę, miały różny posmak. Sukcesów, porażek lub wręcz kryminalno-sensacyjny!
Ciekawe, czy udałoby się komuś np. zgadnąć, ile osób przez te 24 lata przewinęło się przez organy Koła pełniąc funkcje z wyboru? Albo jak zmieniała się liczebność członków?
W toku licznych rozmów powstała pierwsza przymiarka co do autorów poszczególnych rozdziałów. Oczywiste, że w pierwszym rzędzie dowiedzieli się o niej zainteresowani.

Niebawem do sekretariatu zespołu redakcyjnego trafił pierwszy gotowy fragment książki.  Przedmowa napisana przez Prezesa Mirosława Chamier Gliszczyńskiego. Dziękując autorowi za przesłany tekst przypomniałem znane powiedzenie, że dobry początek to połowa roboty!
Przy okazji opłacania składek potencjalni czytelnicy wpisywali się na listę subskrypcyjną. Do końca roku zapisało się 228 osób zamawiając 241 egzemplarze publikacji. Liczby te ewidentnie zaprzeczały głoszonym tu i ówdzie tezom, że w Polsce zamiera czytelnictwo. Typowa subskrypcja związana jest z wnoszeniem przedpłaty na poczet zamawianego dzieła. Z uwagi na przewidywany koszt raptem kilkunastu złotych za 1 egzemplarz wpłaty nie były przyjmowane. Nie mniej w grudniu 2017 roku znalazło się kilka osób, które podjechały wypasionymi brykami po odbiór książki li tylko na podstawie złożonego rok wcześniej zamówienia.  Bez grosza przy duszy.  Dowód na krótką ludzką pamięć, i do tego wybiórczą!
Na przestrzeni 25 lat działalności Koła zmieniali się prezesi, składy zarządów i innych organów statutowych. Nie mniej wszystkie podejmowane w tym czasie sprawy były dobrze udokumentowane. Kłopoty dotyczyły opisania dorobku reprezentantów koła startujących w zawodach okręgowych i ogólnopolskich. W naszej siedzibie jest eksponowanych kilkadziesiąt pucharów. Z tabliczek łatwo odczytać, za jakie miejsce, na jakiej imprezie i w którym roku zostały zdobyte.  Ale trudno ustalić, kto wywalczył dane trofeum? Trzeba by dotrzeć do dokumentacji organizatora zawodów. Benedyktyńska robota. Od trudnych spraw w kole jest Zbyszek Kruszyński. Dał już tego niejednokrotnie dowody. Sam byłem ciekaw efektów jego pracy przy pisaniu zleconego mu fragmentu księgi 25-lecia.

Organizowanie zajęć Szkółki Wędkarskiej koła w miesiącach lutym i marcu trochę przystopowało pracę nad  dziełem o 25-leciu. Nie mniej autorzy kolejnych rozdziałów w pocie czoła pisali i wystukiwali na klawiaturach komputerów swoje opracowania. Na dyżur w siedzibie koła w środę 22 marca czterolecie 2009-12 zapisane na płycie CD podrzucił Stanisław Piłka.
Jakieś fatum ciążyło na napisaniu historii Koła Słupia w pierwszym czteroleciu XXI stulecia. Przypomnę, że jako potencjalnych autorów poszczególnych rozdziałów książki wytypowałem kolegów pełniących funkcje we władzach w minionym ćwierćwieczu. Zrobiła się tego bardzo długa lista, bo licząca aż 60 nazwisk. Zbliżałem się powoli do jej końca, a kronikarza nie było. O różnych perypetiach z kolejnymi potencjalnymi pisarzami informowałem na bieżąco przewodniczącego naszego kolegium redakcyjnego. Wiadomo, że szef ma dużą głowę i trzeba mu do niej kłaść, co się da. Podziwiałem jego spokój i optymizm. Za każdym razem odpowiadał z głęboką wiarą: nie martw się kolego sekretarzu, w ostateczności napiszemy sami.
Tylko nie wiedziałem kogo miał na myśli, mnie czy siebie?

Życie jak zwykle korygowało pierwotne plany. Na placu boju o finalną treść publikacji o 25-ciu latach koła Słupia pozostało 14 twórców. Zmagających się ze wszystkim, co może stanąć pisarzowi na poprzek. Brakiem wiary w siebie, brakiem weny, opornością programu do pisania i wieloma wędkarskimi pokusami na spędzenie czasu lekko, łatwo i przyjemnie.
Terminy zaś były nieubłagane. Żeby wydrukować książkę przed rozpoczęciem zbierania składek na 2018 rok, musiała być napisana do końca września.

Zamiłowanie wędkarzy do czytania jest powszechnie znane. Przy okazji dokonywania opłat członkowskich większość prawdopodobnie wyda dodatkowe kilkanaście zł. Ale specjalnie po zakup książki nikt się nie wróci.
Finał wieńczy dzieło. Ostatnie dwa rozdziały, jeden autorstwa Mirosława Markiewicza, a drugi duetu Piotr Ptak i Stanisław Bytomski, trafiły do naszego Sekretariatu prawdziwym rzutem na taśmę.
Od podjęcia stosownej uchwały przez zarząd koła, do ukazania się książki minął równy rok. Piszę o tym, żeby potencjalnym naśladowcom uzmysłowić, że taki jest realny czasokres tworzenia pracy zbiorowej.
Wśród zespołu autorskiego opracowania „25 Lat Koła Słupia” nie było żadnego zawodowego tekściarza. Stąd publikacja w treści i w formie jest tak różna, jak różni są autorzy poszczególnych fragmentów. Powiem więcej, tak różnorodna, jak tylko potrafi być zróżnicowana cała populacja wędkarzy.
Każdy z autorów publikacji o jubileuszu Koła Słupia oprócz zadanego tematu otrzymał całkowicie wolną rękę co do formy i treści opracowania. Piszący skwapliwie skorzystali z tej możliwości. W efekcie powstało coś, co kojarzy mi się z koncertem zespołu jazzowego.
Jazz współcześnie popadł jakby w zapomnienie. Prawdopodobnie dlatego, że wymagał od słuchaczy muzycznego wyrobienia. Występy orkiestr jazzowych polegały na graniu określonych tematów, a solowe popisy poszczególnych muzyków dodawały smaczku całemu koncertowi.

Wypisz wymaluj, jak w naszej książce.Kolejny etap powstawania książki, to wykonanie składu komputerowego w wybranym formacie drukarskim. W naszym przypadku to  B5, czyli nieco większy niż zwykły zeszyt.
Pierwotna przymiarka dotyczyła wydania dzieła liczącego około 100 stron. Po zrobieniu składu wyszło 170. Powstał dylemat, co dalej? Przeredagowanie wszystkich rozdziałów dla ich odchudzenia, wykasowanie części ilustracji, to jak gdyby pisanie od nowa. Targ w targ z drukarnią i stanęło na tym, że za objętość zwiększoną o 70% w stosunku do pierwotnej kalkulacji zapłacimy tylko o 20% większą cenę. Dodatkowo otrzymamy do zagospodarowania 8 stron wynikających z podziału powierzchni arkuszy drukarskich. Stąd w Albumie Fotograficznym znalazł się podrozdział Wędkarze, ryby i łowiska.
Powyższe ustalenia pozwoliły na zrobienie korekty przeddrukarskiej. Co prawda wszystkie rozdziały były uważnie przenicowane przed przekazaniem do zakładu poligraficznego, ale zawsze warto wszystko sprawdzić dwa razy.
Pozostało tylko czekać na wolne moce na maszynach drukarskich.
Kilkadziesiąt egzemplarzy książki „Koło Wędkarskie Słupia” trafiło w ręce czytelników w okresie przedświątecznym. Wiele wskazuje na to, ze dystrybucja tej unikatowej pozycji wydawniczej może powtórzyć historię Mapy Wód Okręgu Słupskiego PZW. Przez kilka lat mapy były i były, aż się w końcu wyprzedały. Teraz co rusz pada pytanie, jak znaleźć wody wymienione w zezwoleniu na wędkowanie?
Specjalna partia książek z dedykacją autorów była do nabycia w czasie Gali 25 lat Koła PZW Słupia 14 stycznia 2018 roku.

Wystąpienia publiczne niosą ze sobą ryzyko, że może zjeść nas trema. Na to nie ma silnych. Marszałek Senior Józef Zych otwierając obrady sejmu powiedział: „Staje mi nieraz….”, zamiast jak chciał pierwotnie: „Przyszło mi nieraz stawać przed wysoką izbą…”. Sztuką jest również tak powiedzieć słowo: „dupa” – żeby się wszyscy śmiali. A nie, żeby za to samo słowo dostać w dupę.
Stąd jak mogłem, unikałem motania się na żywo. Nieraz się nie dało. Na Gali 25 lat Koła Słupia sekretarz zespołu redakcyjnego musiał cos powiedzieć o książce. Przez ponad roczny okres powstawania tego wiekopomnego dzieła zdarzały się różne anegdotyczne sytuacje. Decyzja o napisaniu publikacji zapadła na zebraniu Zarządu Koła w listopadzie 2016 roku. Pierwszy drukarski egzemplarz trafił do kolegów z Zarządu w grudniu rok później. Przechodził z rąk do rąk. Znalazł się w końcu w dłoniach Gospodarza Koła. Stanisław przewertował, z żalem podał dalej i zadał pytanie: A kto właściwie kazał tą książkę napisać? Konsternacja wśród obecnych. Pierwszy na odpowiedź zdobył się Daniel Głowacki: To ty, Stasiu!
Szukanie autorów kolejnych rozdziałów miało charakter losowy. W taki sposób rok 2000 z wątkiem kryminalnym w postaci włamania do ówczesnej siedziby Koła przy ulicy Bałtyckiej przypadł Krzysztofowi Gierszyńskiemu. Według wykazu sporządzonego na tą okoliczność przez skarbnika Wandę Sikorską złodziej skradł komputer, wagę, czajnik, odkurzacz oraz ….. 15 pamiątkowych pucharów?! Złodziej to złodziej. Wszystkie wartościowe rzeczy potrafi opędzlować. Ale puchary z tabliczkami?
Swoiste fatum zawisło nad rozdziałem o początku obecnego stulecia. Koledzy umówieni na spotkanie w sprawie napisania tego fragmentu dostawali najpierw amnezji, a potem wyłączali telefony. Nie będę wymieniał ich nazwisk. Opracowałem sam.
Kilka lat temu wzięło mnie na pisanie w Internecie. Tematem były wspomnienia wędkarskie, pobyty w sanatoriach i plotkarski blog: gdzie ryby biorą? Znalazłem nawet wspólników. Zawsze to raźniej, jak nie trzeba samemu się wygłupiać! Ku mojemu zdziwieniu liczba odsłon w tych tematach w Forum Jaxon Club już dawno przekroczyła 100.000. Wbrew zdaniu wszelkich oportunistów - jeden człowiek tego nie naklikał.
Był czas, że miałem wrażenie, jak gdybym się spóźnił z ciągotami do pisania. Zacząłem to robić wtedy, gdy już inni przestali czytać. Bywa, że budzę się w nocy z myślą, że to wszystko przeze mnie. Przestali czytać dlatego, że ja zacząłem pisać!
Komputerowy skład  książki „Koło Wędkarskie Słupia” zrobiła pani Wioletta z firmy Boxpol.  Młoda, ale bardzo zdolna i pracowita osoba. Po ostatnich poprawkach i końcowej korekcie zebrało się jej na coś ponad przeciętne podejście pracownika i grafika do wykonanej roboty. Zauważyła tak zwyczajnie od serca, że wystarczy dodać rozdział o kolejnych pięciu latach działalności Koła i na XXX-lecie wydrukować jako drugie wydanie. Poprawione i uzupełnione. Prawda, że proste?

Koło Wędkarskie Słupia. Objętość 178 str. Wydanie I.

Do nabycia u Skarbnika na dyżurach w siedzibie Koła ul. Westerplatte 8

i we wszystkich dobrych sklepach wędkarskich w Słupsku i Bolesławicach.